Tegoroczne łódki wrześniowe odbyły się w Zarzęcinie. Na miejsce przybyliśmy w piątek wieczorem. Kropelki deszczu bębniące o dach busa nie napawały optymizmem, ale trzeba było wynieść plecaki z przyczepy i ulokować się w domkach. Humory poprawiła nam kolacja i niezastąpione śmieszki.
Pogoda nie sprzyjała żeglowaniu, zwłaszcza na omegach, ale nie daliśmy się zniechęcić i opatuleni kilkoma warstwami ciepłych ubrań wypłynęliśmy w sobotni poranek na Zalew Sulejowski. Oczywiście, jak to 47, umililiśmy sobie rejs śpiewaniem szant, które niosły się po wodzie, wywołując uśmiechy u innych żeglarzy.
Po południu zmarznięci przybiliśmy do brzegu i poszliśmy ogrzać się kocykiem lub ciepłym kebabem. Wtedy pogoda postanowiła z nas zażartować i zrobiło się pięknie. Widok błękitnego nieba, z którego chmury zniknęły w ciągu kilkunastu minut, zaskoczył nas wszystkich, ale temperatura wciąż pozostawiała wiele do życzenia.
Wkrótce dołączyło do nas kilka osób, które przyjechały później i razem zjedliśmy obiad. Wieczór upłynął nam na dyskusji o autorytetach i oczywiście pośpiewajce. Następnego ranka znów powitała nas mżawka, ale tym razem zaczęło się rozpogadzać już w trakcie pływania. Jednak coś za coś – wiatr był słabszy niż poprzedniego dnia.
Po spłynięciu i wyszorowaniu łódek z błota, spakowaliśmy się i w dobrych nastrojach, jak zawsze po udanym wyjeździe, wróciliśmy do Łodzi. Tam, po zawiązaniu pożegnalnego kręgu na parkingu, rozeszliśmy się do domów, myśląc już o kolejnym spotkaniu.